Dzisiaj będzie o filmie. „Nasza mała Polska” to dokument słowackiego reżysera Matéja Bobřika o studentach polonistyki z Japonii. A więc tematyka idealnie pasuje do mojego bloga. Jest nie tylko o nauce języka, metodach nauczania, ale też o podejściu do nauki, o celowości nauki odległego języka, środkach w osiąganiu celu. A także o dojrzewaniu, podejmowaniu pierwszych dorosłych decyzji, o budowaniu wyobrażeń i stereotypów. O etnocentryzmie, podobieństwach i różnicach.
Trudno mówić o akcji filmu, bo ”Nasza mała Polska” to dokument. Ma się jednak wrażenie, że ogląda się wciągającą fabułę. Mamy punkt wyjścia, rozwinięcie i zakończenie. Na tokijską polonistykę przychodzi grupa studentów. Charyzmatyczny nauczyciel naszego języka uczy ich podobnie jak robimy to w Polsce. Tak sądzę, bo w wielu scenach widać, że korzysta z podręcznika, którego jestem współautorką, czyli z Hurra Po polsku2? Co ciekawe, dialogi z podręcznika służą reżyserowi filmu do budowania historii. Zestawia on je z wypowiedziami studentów. A te są fantastyczne. Dowiadujemy się od nich, dlaczego zdecydowali się na studia polonistyczne, jak sobie wyobrażają życie w Polsce. A także jak widzą własną przyszłość i czy jest tam miejsce na język polski.
Po pierwszym roku nauki nauczyciel informuje studentów, że skoro poznali już podstawy języka, to czas na wystawienie sztuki teatralnej w języku polskim. Wybór tekstu do adaptacji teatralnej, dobór aktorów, reżysera (spośród studentów) i innych nauczyciel powierza swoim podopiecznym. A więc zostawia im w tej kwestii całkowitą wolność. Przygotowania do sztuki zbiegają się w czasie z pierwszym wyjazdem studentów do Polski na letnie kursy językowe. Sztukę wystawiają po powrocie. To wszystko jest bardzo zgrabnie ze sobą splecione.
Dla mnie, nauczycielki polskiego największym walorem tego filmu jest sposób, w jaki japoński profesor przybliża studentom Polskę. Jego podejście do studentów i do pracy robią wrażenie. Próbuje on uświadomić studentom, że są oni swojego rodzaju elitą, jest ich tylko piętnaścioro. Tak mała liczba daje im przestrzeń do rozwoju, poznania siebie wzajemnie i zaprzyjaźnienia się.
Metoda nauczania, którą profesor wybrał po odbyciu kursu podstawowego, czyli nauka poprzez przygotowanie sztuki, wydaje się genialna w swojej prostocie i jednocześnie skomplikowaniu. Jest to spore wyzwanie, jednak z filmu wynika, że profesorowi udaje się to od lat realizować. Mamy więc naukę poprzez konkretne zadanie: zgodne ze współczesnymi tendencjami w metodyce! Studenci ćwiczą wymowę (muszą się nauczyć poprawnie recytować tekst) i poznają nowe słownictwo. To drugie momentami archaiczne, bo tekst o panu Twardowskim, ale większość leksyki pożyteczna i używana do dziś. Ważny jest też aspekt przybliżania kultury. Studenci, jak wcześniej wspomniano, sami wybierają tekst do wystawienia, a więc sami decydują o jego atrakcyjności i przydatności do nauki, czy poznania kultury.
Drugim walorem filmu jest postrzeganie języka polskiego i polskiej kultury przez studentów japońskich. Nie będę przytaczać przykładów, bo nie chcę Wam psuć przyjemności. Powiem tylko tyle, że widzowie w kinie byli naprawdę rozbawieni. To świetna okazja, żeby pozbyć się narodowego etnocentryzmu. Nagle okazuje się, że wiele nas łączy, że japoński student myśli czasami tak, jak polski. Nie oznacza to, że wszyscy wszędzie są tacy sami, bo reżyserowi udało się też uchwycić wiele różnic kulturowych. Sądzę, że to jest jeden z tych filmów, które poszerzają perspektywę. Naprawdę warto zobaczyć.
„Nasza mała Polska”, reż. Matéj Bobřik, Polska, 2019