fbpx
Blog Agnieszka Jasińska - Pizza w języku polskim

PIZZA W JĘZYKU POLSKIM

Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pizzy. Z tej okazji kilka słów o specyficznej grupie zapożyczeń, których nie tłumaczymy na język polski. W polszczyźnie jest ich całkiem sporo, nazywamy je cytatami, ale dzisiaj o tych, które zaliczamy do tzw. leksyki bezekwiwalentnej, czyli takiej, która nie ma rodzimych odpowiedników. To znaczy, możemy próbować je znaleźć, ale słowa te stracą swój lokalny koloryt. Do takich słów należy właśnie pizza.

Władysław Kopaliński w „Słowniku wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” podaje taką oto jej definicję: „Podpłomyk neapolitański, duży, płaski placek z ciasta pieczonego z dodatkiem pomidorów, sera, mięsa mielonego albo ryb, czosnku, oliwy, korzeni itp. (włoska potrawa ludowa).”

Czy wyobrażacie sobie, że pizzę nazywamy podpłomykiem neapolitańskim? Albo, po prostu, podpłomykiem? Albo tak uczymy naszych podopiecznych na kursach języka polskiego jako obcego?

To trudne, a wręcz niemożliwe, bo pizza istnieje w naszej świadomości jako „pizza”. Ponadto jest doskonałym przykładem słowa, które ma silny, nierozerwalny związek z kulturą.

W kuchni takich słów jest bardzo wiele, bo kulinaria w znaczącym stopniu dostarczają wiedzy o kulturze. Do nietłumaczonych italianizmów należy także „spaghetti”, które nie jest zwykłym makaronem wrzucanym do np. naszej swojskiej pomidorówki.

W języku polskim do słów nieprzetłumaczalnych obecnych w kuchni zaliczymy „bigos” i „żurek”. Bigos ma wprawdzie swoich europejskich kuzynów w postaci alzackiego choucroute, ale receptura obydwu różni się nieco. Żurek natomiast wydaje się absolutnym unikatem w skali światowej i nie znam jego odpowiednika w innych językach.

Dziedziną, która zajmuje się naukowym opisem bezekwiwalentnej leksyki, jest lingwakultura, definiowana przez Grażynę Zarzycką jako językowy obraz wartości, symboli i sensów charakterystycznych dla danego obszaru kulturowego.

W codziennym użyciu spotykamy więcej takich słów. Np. w prasie i w internecie czytamy o  wyborach do niemieckiego Bundestagu, rosyjskiej Dumy, czy polskiego Sejmu. Dlaczego używa się tych sformułowań? Przecież w gruncie rzeczy chodzi o to samo, czyli o parlament (w całości, albo w części). Po pierwsze z powodów stylistycznych, żeby unikać powtórzeń, po drugie właśnie z powodów kulturowych.

A na koniec pewien kultowy już dialog z  filmu Quentina Tarantino „Pulp fiction”. Doskonała ilustracja naszego problemu? Rozmawiają Vincent Vega grany przez Johna Travoltę i Jules Winnfield, w którego wciela się Samuel L. Jackson. Bohaterowie opowiadają o różnicy między Francją a Stanami Zjednoczonymi.

Vincent Vega: Wiesz, jak tam mówią na ćwierćfunciaka z serem?

Jules Winnfield: Jak to? Nie mówią „ćwierćfunciak z serem”?

V.: Mają system metryczny, nie kapują, co to jest ćwierć funta.

W.: Więc jak na niego mówią?

V.: „Royal z serem”.

W.: „Royal z serem”? A jak mówią na big maca?

V.: „Big mac” to „big mac”. Albo: „le big mac”.

Przewiń do góry
pl_PL