Dziś w cyklu „Mój język polski” gościmy panią Kendrę Willson, amerykańską językoznawczynię i badaczkę pracującą obecnie na Uniwersytecie w Turku w Finlandii. Pani Kendra Willson po polsku mówi fantastycznie, a w poniższym wywiadzie podzieliła się swoją historią nauki języka i fascynacją takimi aspektami naszej kultury, o których wielu z nas nawet nie śniło:-) Zapraszam do lektury.
Polski i kropka: Czy mogłaby Pani powiedzieć coś o sobie naszym czytelnikom?
Kendra Willson: Pochodzę ze Stanów Zjednoczonych. Dorastałam na środkowym zachodzie, w stanie Iowa, a studiowałam w Kalifornii. Od wielu lat mieszkam za granicą; najdłużej mieszkałam w Finlandii, ale także na Islandii, w Kanadzie i w Polsce. Jestem filologiem – językoznawcą. Studiowałam skandynawistykę na Uniwersytecie Kalifornijskim. Interesuję się kontaktami między różnymi językami i kulturami, zwłaszcza w czasach wikingów i średniowieczu. Prowadzę kursy na takie tematy jak Wikingowie i literatura staroislandzka. Uczyłam też języka islandzkiego. Pracuję również jako tłumacz i korektor.
Nie mam rodzinnych kontaktów z językiem polskim, ale poznałam kilku Polaków za granicą. Na wymianie studenckiej w Helsinkach miałam współlokatorkę, która studiowała anglistykę w Poznaniu. Miałyśmy ciekawe rozmowy o różnicach między naszymi językami ojczystymi. Znam też Polaków, którzy uczyli się fińskiego.
Zwiedziłam Polskę po raz pierwszy dziesięć lat temu, w 2011 r. Poleciałam z Kalifornii do Krakowa. Był maj; wszędzie było zielono; zachwycało mnie urocze miasto i wiosenna atmosfera. Po konferencji pojechałam do Warszawy, gdzie koleżanka – była studentka, Polka, która długo mieszkała w Kalifornii – oprowadziła mnie po mieście.
PiK: Jakie były początki Pani nauki języka polskiego?
KW: W 2017 r. ubiegałam się o stypendium na prowadzenie badań. We wniosku musiałam wymienić trzy europejskie kraje, gdzie chciałabym spędzić rok. Wybrałam Szwecję i Danię, bo już znałam szwedzki i był to oczywisty wybór. Jako trzecią opcję wpisałam Polskę, bo miałam tam znajomych i zawsze czułam, że za mało wiem o Polsce.
W styczniu 2018 r. dostałam wiadomość, że nie zostałam wybrana, ale we wrześniu nagle dotarł mail: „Mamy dla Pani stypendium, jeśli będzie Pani w stanie przyjechać do Warszawy na 1 października.” Podobno drugi kandydat zrezygnował. Miałam wtedy ofertę pracy w Nowym Meksyku na wiosnę, ale nie na jesień. Przyjęłam stypendium i zrezygnowałam z pracy w Stanach.
Byłam wtedy u rodziców w Iowa. Chciałam natychmiast zacząć naukę polskiego, ale w lokalnych bibliotekach i księgarniach nie było ani podręczników ani słowników języka polskiego; natomiast kupiłam (za jednego dolara) książkę z 1994 r. ze zdjęciami i krótkimi tekstami po polsku na temat różnych miejsc w Polsce i tradycji polskich. Czytałam o języku polskim na Wikipedii; zaczęłam uczyć się słów i słuchać polskiego radia; założyłam konto na DuoLingo.
Kiedy dotarłam do Polski, od razu zapisałam się na kurs polskiego. Starałam się od samego początku słuchać języka jak najwięcej i załatwiać proste sprawy (np. zakupy) po polsku. Po kilku miesiącach zaczęłam pisać krótkie maile po polsku. Oprócz kursów językowych uczestniczyłam w spotkaniach Tandem Warsaw International Community, aby ćwiczyć konwersację.
Istotną rolę w nauce polskiego odgrywały warsztaty teatralne w ramach projektu “Azyl Warszawa” w Strefie WolnoSłowej. Udział nie wymagał umiejętności języka polskiego, ale przyniósł ze sobą wiele możliwości posługiwania się językiem w “niebezpiecznym” otoczeniu i poznawania ludzi z całego świata. W czerwcu 2019 r. wystąpiłam w spektaklu pt. “Włącz bojler. Niech czeka na mnie chociaż ciepła woda” wyreżyserowanym przez Alicję Borowską na Małej scenie Teatru Powszechnego (zwiastun).
Kiedy skończył się rok i musiałam opuścić Polskę, było mi przykro. Poczułam, że zrobiłam duży postęp i dość dobrze rozumiem polszczyznę, ale jeszcze nie potrafię dobrze mówić. Po powrocie do Finlandii kontynuowałam lekcje polskiego z korepetytorką przez Skype. Pojechałam do Polski w listopadzie 2019 i znowu w marcu 2020 r., aby zdawać egzaminy certyfikacyjne (najpierw na poziomie B1 a potem B2).
Potem przyszła pandemia. Z tego powodu zostały odwołane cztery podróże do Polski w ciągu roku. Natomiast nagle pojawiło się mnóstwo możliwości ćwiczenia polskiego za pomocą internetu – kursy online, webinaria, grupy dyskusyjne. Jednocześnie większość innych aktywności, które traktowałam jako hobby, została przerwana, więc miałam więcej czasu na naukę polskiego.
Biorę udział w webinariach “Polski i Kropka”, bo zawsze są tam dobre wskazówki dotyczące podręczników i materiałów do nauki polskiego oraz rozsądne rady, które można zastosować również do uczenia innych języków.
PiK: Czy już wtedy wiedziała Pani, że będzie zajmować się językiem polskim zawodowo? Proszę opowiedzieć trochę o Pani pracy.
KW: Interesuję się Polską między innymi dlatego, że znajduje się dość blisko Skandynawii i miała kontakty z Skandynawami w czasach Wikingów, ale dla dzisiejszych Skandynawów jest dość nieznana.
Właśnie zaczęłam badanie, w którym porównuję używanie run w Polsce i Finlandii. W obu krajach zostało znalezionych kilka “prawdziwych” (czyli starych) napisów runicznych. Runolodzy skupiają się głównie na regionach, gdzie jest więcej znalezisk. Ani Polska ani Finlandia nie są uważane za regiony mające własną tradycję runiczną, mimo że liczba napisów znalezionych na Pomorzu jest podobna do liczby znalezisk z Irlandii.
Natomiast w obu krajach funkcjonują wierzenia ludowe, że runy były używane dużo więcej, niż pokazały to znaleziska. Były używane również do pisania (starszych wariantów) obecnego języka większościowego. W XIX w. teoria o “runach słowiańskich” przedstawiała główny nurt naukowy w Polsce, a teraz jest uważana za pseudonaukę.
Chciałabym zrozumieć, jak używano run na terenie dzisiejszej Polski w czasach Wikingów, ale jest też ciekawe to, co runy symbolizują i jaką rolę odgrywają w rozumieniu historii przez Polaków.
PiK: Co sprawiało Pani największą radość w nauce?
KW: Moim zdaniem uczenie się języków, to jedna z największych przyjemności w życiu. To, że mowa, która wcześniej była niezrozumiała, powoli staje się jasna, to po prostu magia.
PiK: Z czym miała Pani największy problem podczas nauki języka?
KW: Dla mnie najtrudniejsza w języku polskim jest wymowa. Przecież pisownia jest bardzo regularna (w porównaniu z językiem angielskim), ale spółgłosek jest mnóstwo i niektóre kombinacje spółgłosek są trudne do wymówienia.
PiK: Zna Pani wiele języków. Jak ich znajomość pomaga w nauce polskiego?
KW: Dzięki doświadczeniu nauki różnych języków wiem, że można i warto się ich uczyć. Wiem również, jakie kursy, podręczniki, ćwiczenia itd. lubię najbardziej.
PiK: Jakie są Pani mocne strony w kwestii nauki języków? Co przychodzi Pani najłatwiej? Jak Pani myśli, dlaczego tak jest?
KW: Mocne strony: cierpliwość i wytrwałość. Dla mnie powtarzanie odmiany słów jest ciekawe i przyjemne, nawet relaksujące. Naprawdę interesuję się gramatyką. Chętnie słucham rozmowy albo wykładu nawet rozumiejąc tylko część tego, co słyszę. Lubię też pisać w językach obcych, szczególnie kiedy mam dostęp do słowników i tabelek gramatycznych i czas na sprawdzanie form, o których nie jestem pewna. Słabsze strony: fonetyka. Nie umiem pozbyć się akcentu. Czuję się komfortowo w klasie, ale kiedy chodzi o nieformalne rozmowy, często staję się nieśmiała i wstyd mi, że nie mówię płynniej.
PiK: Czy zna Pani dobrze Polskę? Co poleciłaby Pani zobaczyć komuś, kto chciałby ją zwiedzić?
KW: Niestety do tej pory dość mało podróżowałam po Polsce. W zeszłym roku miałam wziąć udział w konferencji na Wyspie Wolin, ale z powodu pandemii, konferencja odbyła się tylko w sieci. Chciałabym zwiedzić wyspę podczas Festiwalu Słowian i Wikingów, który byłby ciekawy również z perspektywy etnograficznej.
PiK: Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że uda się nam wkrótce spotkać w Polsce.
Zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów naszej Rozmówczyni. Pierwsze z nich zostało zrobione podczas spektaklu ” “Włącz bojler. Niech czeka na mnie chociaż ciepła woda” przez Karolinę Jóźwiak, a drugie przez Martę Chrostowską-Walentę.