fbpx
Blog Agnieszka Jasińska - Mój język polski dr Anna Siudak

Mój język polski – dr Anna Siudak

Dzisiaj moim gościem cyklu „Mój język polski” jest pani dr Anna Siudak z Katedry Logopedii i Zaburzeń Rozwoju przy IFP Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Adiunkt w Katedrze Logopedii i Zaburzeń Rozwoju Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie; absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz logopedii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie; neurologopeda, glottodydaktyk, specjalista wczesnej interwencji logopedycznej i terapeutycznej oraz terapii miofunkcjonalnej oraz PNF. Członek Zarządu Małopolskiego Oddziału PTL oraz redaktor naukowych wydawnictw „Nowa Logopedia” i „Neurologopedia”; autorka kilkudziesięciu publikacji naukowych, a także pomocy logopedycznych. Specjalizuje się w terapii osób dorosłych z afazją oraz dzieci z zaburzeniami artykulacyjnymi, a także nauczaniu wymowy obcokrajowców. W badaniach naukowych koncentruje się na diagnozie i terapii logopedycznej w przebiegu chorób neurologicznych u osób starszych oraz nauczaniu wymowy.

Polski i kropka: Aniu, ponieważ znamy się dobrze, pozwolisz, że będę zwracać się do Ciebie na Ty.

Dr Anna Siudak: Oczywiście, znamy się już przecież kilka lat! Nie wiem, czy pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Było to podczas konferencji, którą miałam przyjemność współorganizować w Katedrze Logopedii i Zaburzeń Rozwoju UP wraz ze Studium Nauczania Języka Polskiego  w 2016 roku. Konferencja miała znamienny tytuł „Glottodydaktyka i logopedia z perspektywy neurobiologicznej”. Udało nam się zaprosić wielu wspaniałych gości – m.in. prof. Władysława Miodunkę, dr Krystynę Rymarczyk, dr Ewę Krauss, Małgosię Małolepszą oraz… Ciebie, Agnieszko. Współorganizatorem była prof. Marzena Błasiak-Tytuła, a gospodarzem prof. Jagoda Cieszyńska. To była wspaniała okazja do wymiany doświadczeń na styku obu dyscyplin, szczęśliwie – zaowocowała ona publikacją: drugim tomem „Neurologopedii” pod tym samym co konferencja tytułem.

Kilka miesięcy później, spotkałyśmy się ponownie podczas konferencji w Norymberdze. I od tamtej pory glottodydaktyka ma dla mnie Twoją osobowość (śmiech): jest wyrazista, kreatywna, ale i bardzo uporządkowana – niezwykle interesująca. Na marginesie dodam, że miałam przyjemność wygłaszać podczas wspomnianej konferencji w Niemczech referat dotyczący nauczania wymowy obcokrajowców (wspólnie z naszą mistrzynią wymowy – dr Alicją Kabałą), czyli znowu na równych prawach spotkały się ze sobą glottodydaktyka i logopedia.

PiK: Tak, to prawda, ja też doskonale pamiętam te nasze kontakty. Z tego też powodu ogromnie zależało mi na tym, żeby zaprosić Cię do rozmowy i zaprezentować Twój dorobek szerszej publiczności. Na początku mam pytanie: jak to się stało, że doświadczona logopedka, specjalistka od zaburzeń mowy, terapeutka pracująca z osobami z afazją oraz z dziećmi z zaburzeniami artykulacyjnymi zainteresowała się nauczaniem języka polskiego jako obcego?

AS: Kilka lat temu zostałam poproszona przez prof. Marzenę Błasiak-Tytułę, neurologopedkę, specjalistkę od dwujęzyczności, ale także glottodydaktyka, o wsparcie procesu nauczania języka polskiego w Centrum Nauczania Języka Polskiego jako Obcego naszego uniwersytetu. Ponieważ nie znałam się wtedy na nauczaniu języka polskiego, a jednocześnie od zawsze interesowałam się artykulacją, pomyślałam, że może uda mi się te doświadczenia przełożyć na pracę z obcokrajowcami. Zauważyłam także, że glottodydaktyka inaczej podchodzi do kwestii wymowy, mówiąc krótko – nieco mniej uwagi jej poświęca, podczas gdy dla logopedii są to zagadnienia bardzo ważne. Szczęśliwe, obcokrajowcy, których miałam okazję uczyć, byli bardzo zainteresowani wymową i fonetyką; stawiali mi wysokie wymagania. Dlatego musiałam dopracować warsztat – poszłam na studia z zakresu nauczania języka polskiego jako obcego, a następnie zaczęłam opracowywać własne metody, które – w moim przekonaniu – trochę uzupełniają techniki pracy nad artykulacją znane glottodydaktykom.

PiK: Czyli w pracy glottodydaktycznej wykorzystujesz swoje doświadczenia logopedyczne.

AS:Tak, oczywiście – bazuję na wiedzy i doświadczeniach zdobytych podczas terapii dzieci z wadami wymowy. Logopedia ma bardzo dobrze opracowane techniki wywoływania i korygowania głosek. Tym na pewno możemy wesprzeć glottodydaktyków. Jednakże to, co w moim rozumieniu jest najważniejsze w glottologopedii – to praca poprzedzająca prawidłową artykulację, czyli ćwiczenia słuchu fonemowego i fonetycznego, bez których uzyskanie prawidłowej wymowy głosek polskich będzie bardzo trudne. Pracując w szkole z dziećmi z opóźnieniami w rozwoju mowy, dysleksją, zaburzeniami słuchu fonemowego opracowałam sobie taką technikę pracy, gdzie cechy różnicujące najtrudniejsze głoski (np. tzw. trzy szeregi) przedstawiam na rysunkach (po latach Wydawnictwo WIR zgodziło się wydać ten pomysł w pięknej szacie graficznej, z mnóstwem materiału językowego). Jest to dość prosta technika, wystarczy narysować odpowiedni kształt „buźki”, czyli układ artykulacyjny i w odpowiedniej kolejności wprowadzać materiał. Najważniejsze jest w tym zadaniu nauczenie mózgu rozumienia różnic między głoskami, a przez to wyrazami (np. ‘buzia’ versus ‘burza’ czy ‘kaczka’ versus ‘kaszka’). To stwarza zupełnie inne warunki do nauczania języka polskiego, dlatego ten pomysł przeszczepiłam sobie także do pracy z obcokrajowcami, a także – co ciekawe – osobami dwujęzycznymi (zarówno dziećmi, jak i dorosłymi).

Mając także doświadczenie w pracy z osobami z głębokimi zaburzeniami komunikacji językowej, gdzie każda struktura programowana jest z ogromnym trudem, wierzę w konieczność selektywnego doboru materiału językowego. Język musi być programowany z absolutnym poszanowaniem zasad minimalizmu leksykalnego, gramatycznego i tematycznego, dlatego… zdarza mi się, że odrobinę zmieniam zasady programowania języka także ucząc cudzoziemców. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone, ponieważ już parę lat temu odeszłam od wprowadzania narzędnika w pierwszej kolejności na rzecz biernika. Skądinąd wiem, że wielu znakomitych glottodydaktyków niezależnie zaproponowało takie rozwiązania. Być może znasz kogoś takiego, Agnieszko? (śmiech).

Agnieszka Jasińska - Blog dr Anna Siudak

PiK: To prawda, w programach do nauki języka polskiego na poziomie początkującym często wprowadza się narzędnik ALBO biernik. Nie upieram się przy żadnej z tych opcji, moja decyzja o kolejności wprowadzanych przypadków wynika z proponowanych sytuacji komunikacyjnych.  Wróćmy jednak do nauki wymowy. Dlaczego to takie ważne?  

AS: W naszym języku niewielkie zmiany artykulacyjne (tzw. cechy dystynktywne głosek) mogą nieść ze sobą ogromne zmiany znaczenia. Od początku tłumaczę więc swoim uczniom, że jest różnica, czy powiemy np. ‘ja proszę’ czy ‘ja prosię’. Jednakże w nauczaniu artykulacji najważniejszy w moim rozumieniu jest trening słuchowy. Logopedia rozumie go inaczej niż glottodydaktyka. Staram się przyzwyczajać do słuchania trudnych dźwięków po kolei – od elementów najbardziej skontrastowanych do zbliżonych do siebie pod względem akustycznym, artykulacyjnym, a nawet często orograficznym. Zanim „narażę” swoich uczniów na trudne słowa zawierające zbitki spółgłoskowe (których w języku polskim jest tak dużo przez co pojawiają się już na pierwszych lekcjach – np. ‘cześć’, ‘krzesło’, ‘przepraszam’), krok po kroku przeprowadzam ich przez świat głosek języka polskiego[1]. Z badań dr Michaliny Biernackiej z 2015 roku wynika, że najtrudniejsze elementy fonetyczne w glottodydaktyce to szereg ciszący (ś, ź, ć, dź – 96,43% wskazań) oraz samogłoski przednie (e, i, y – 83,93 % wskazań). Moje obserwacje są identyczne. Co więcej – często nie tylko same głoski są problemem, ale także ich zestawienie w parach fonologicznych, kiedy wydaje się, że problemów z nimi już nie ma: /e/ jednak przestaje być tak oczywiste w zestawieniu wyrazów: ‘interesujący’ versus ‘interesujące’. Podobnie z wyrazami typu: ‘Kasia’, ‘kasza’, czy nawet ‘kasa’. Dlatego wprowadzam różne techniki różnicowania głosek w sylabach i odpowiednio przygotowanych słowach. Zgodnie z koncepcją prof. Cieszyńskiej o trójmodalnej stymulacji, wykorzystuję nieaudytywne metody pracy, które opierają się o słuch, ale też wzrok i ruch. Stosuję w tym celu różne schematy artykulacyjne, rentgenogramy, gesty wizualizacyjne. Swoim studentom żartobliwie mówię, że mogą nawet wytańczyć głoski, jeśli potrafią, byle dać uczącym się jak najwięcej informacji o cechach głosek (najlepiej w atrakcyjny sposób). W ten sposób unikniemy paniki, gdy nasi uczniowie zobaczą wyraz ‘szczęście’ lub ‘mężczyzna’, lub ‘czterdzieści’, lub ‘przejeżdżać’, lub ‘spostrzegawczość’, lub… Żartuję, po prostu trudnych słów w języku polskim jest bardzo, bardzo dużo.

Dlatego właśnie ćwiczenia artykulacyjne zawsze poprzedzam treningiem audytywnym (słuchowym). Łatwiejsze głoski w moim rozumieniu to także te, które potrafimy wydłużyć (tzw. głoski trwałe). Dzięki dłuższemu czasowi trwania głoski, dajemy mózgowi więcej czasu na przetworzenie informacji słuchowej oraz możemy „zatrzymać” układ artykulacyjny dając możliwość jego odwzorowania. Niestety nie wszystkie głoski daje się wydłużyć w języku polskim (tzw. głoski momentalne), co ma swoje konsekwencje także dla rozumienia. Dlatego często korzystam z rozwiązań opracowanych na gruncie logopedii, np. z tzw. programu słuchowego wydawnictwa Arson autorstwa Elżbiety Wianeckiej, który polega na tym, że do książeczek z obrazkami dodane są płyty, na których nagrania zostały spowolnione komputerowo, bez deformacji dźwięków. Niestety program słuchowy kończył się na sylabach i wyrazach, brakowało zdań. Na szczęście udało mi się namówić firmę Arson do współpracy, dzięki czemu powstała książeczka pt. „Zdania – czasowniki: liczba pojedyncza i liczba mnoga”. Jest mi miło, bo mam wrażenie, że moi uczniowie, szczególnie na początku nauki, lubią korzystać z tego programu, ponieważ daje im poczucie kompetencji: rozumieją, słyszą, potrafią powtórzyć i nazwać.

Warto pamiętać, że gdy głoski wprowadzane są w odpowiedniej kolejności, to polska fonetyka nagle przestaje być taka straszna, a język polski już nie brzmi jak zepsute radio (śmiech). Miałam to szczęście, że większość moich grup były zainteresowana treningiem artykulacyjnym, niektóre prosiły nawet o łamańce językowe, ćwiczenia dykcyjne czy intonacyjne. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, a efekty, które udało nam się uzyskiwać, często zaskakiwały także mnie.

PiK: Ponieważ jesteś specjalistką od neurologopedii, ciekawi mnie Twoje zdanie na temat oferty dydaktycznej do języka polskiego jako obcego. Jakie ćwiczenia z punktu widzenia pracy mózgu są najbardziej efektywne, a które powinno się usunąć z podręczników?

AS: Podczas studiów w Centrum Języka i Kultury Polskiej w Świecie UJ zrozumiałam, jaki ogrom pracy włożyli glottodydaktycy nie tylko w poznanie systemu językowego, ale także opracowanie metod sprzyjających uczeniu się. Wszyscy wiemy, że zmienia się profil naszych uczniów i studentów. Badania neurobiologiczne wykazują, że wysokie technologie, które są obecnie tak powszechne, wpłynęły na struktury mózgu młodych ludzi, którzy coraz trudniej uczą się za pomocą starych metod. Innymi słowy – to, co było dobre 20 lat temu, teraz już takie nie jest. To zmusza nas do poszukiwania nowych metod pracy. Myślę, że nad skutecznością nauczania głowią się wszyscy specjaliści: nauczyciele, lektorzy, logopedzi, terapeuci, trenerzy itp. Współczesne badania są jednak jednoznaczne: mózg lubi być „zaskakiwany”. Dlatego fantastyczne są wszelkie nietuzinkowe rozwiązania, angażowanie wszystkich modalności – nie tylko zmysłu słuchu czy wzroku, ale także dotyku, a nawet smaku i powonienia! Pamiętam, gdy lekcję o potrawach zaplanowałam – zmieniając nieco szyk tematów z podręcznika – w… Tłusty Czwartek. Oczywiście przyniosłam pączki na zajęcia. To było ziszczenie koncepcji o zaangażowaniu wszystkich zmysłów: rozmawialiśmy o kształtach, smakach, zapachach nie tylko polskich pączków. Dowiedziałam się wtedy także wielu ciekawych informacji o regionalnych potrawach z innych krajów – do dziś zastanawiam się, jak smakuje kiszony arbuz, ponieważ grupa bardzo się wtedy podzieliła na amatorów tej potrawy i zdecydowanych przeciwników, przez co dyskusja wzbudziła sporo emocji. A jak wiadomo z badań neurobiologów, emocje mają ogromny wpływ na proces zapamiętywania. Takie emocje czułam także podczas spotkań, na których rozmawialiśmy o bieżących wydarzeniach – chciałam, aby ci młodzi ludzie rozumieli rzeczywistość, w której właśnie się znaleźli i dzięki temu czerpali z niej radość. Widziałam ogromne ich zaangażowanie podczas lekcji o Juvenaliach, finale WOŚP czy zwyczajach i obrzędach świątecznych. Zawsze także w żartach zadawałam im „zadanie domowe” – odwiedzenie kultowego miejsca w Krakowie. Pamiętam, gdy biegaliśmy po korytarzach uczelni, ponieważ nie umiałam wytłumaczyć uczniom z poziomu A1, gdzie się znajduje Kopiec Kościuszki. Na szczęście widać go z okien na Podchorążych, więc komunikacja okazała się skuteczna (śmiech). Za to w kolejnym tygodniu ci młodzi ludzie przyszli ze słownictwem, które znacznie wykraczało poza ich poziom językowy. I to było cudowne.

Ważnym aspektem uczenia się, jest także… błądzenie. Warto pozwolić uczniom na stawianie hipotez, nawet najbardziej absurdalnych. Odkrywanie zasad, szukanie rozwiązań silnie angażuje sieć neuronów, dlatego efekty takich starań nagradzane zostają zapamiętaniem. Przyjemne z pożytecznym to także praca w grupie – dzięki wspólnemu działaniu uczący się nie tylko zgłębiają zagadnienia merytoryczne, w przyjemny sposób utrwalają materiał, ale także integrują się, poznają lepiej inne sposoby myślenia, mogą dyskutować, ścierać się lub zgadzać. Czynnik społeczny jest tak ważny, niestety dziś, w dobie pandemii, bardzo ograniczony.

PiK: Wiem, że glottodydaktyka była dla Ciebie inspiracją w pracy badawczej. Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

AS: Jestem przede wszystkim terapeutą, dlatego gdy mówię o glottologopedii (proszę wybaczyć tę nieformalną kontaminację, ale w moim umyśle te dwie dyscypliny są ze sobą nierozerwalnie połączone), myślę nie tylko o tym, czym może wzbogacić logopedia glottodydaktykę, ale przede wszystkim o tym, jak terapeuta może poprawić swój warsztat dzięki wieloletnim doświadczeniom glottodydaktyków.

Moim głównym zainteresowaniem naukowym i terapeutycznym jest praca z pacjentami dorosłymi, którzy cierpią na zaburzenia mowy o podłożu neurologicznym (afazja, dyzartria, demencja). Od kilkunastu lat zgłębiam zagadnienia diagnozy i terapii w naukowym aspekcie, ale także praktycznie: pracuję w centrum rehabilitacyjnym, gdzie mam możliwość weryfikacji  skuteczności rozmaitych metod. Studia z zakresu nauczania jpjo pomogły mi uporządkować wiedzę o języku, precyzyjniej wyznaczyć cele terapii, skuteczniej programować język w sytuacji jego rozpadu. Zainteresowanie tym zagadnieniem zawdzięczam Panu Prof. Władysławowi Miodunce, który był recenzentem mojej pracy doktorskiej. Uzyskałam od niego wiele cennych i życzliwych rad, które od wielu lat inspirują mnie do działań badawczych. Mam nadzieję, że pod koniec roku ukaże się moja książka dotycząca terapii afazji, która będzie podsumowaniem tych badań.

            Ostatnio, za sprawą moich studentów, wróciłam także do swoich doświadczeń w pracy z niesłyszącymi dziećmi (dziś już dorosłymi), które przygotowywałam do testu kompetencji, a potem matury. Patrząc na materiały sprzed kilkunastu lat widzę dokładnie jak bardzo brakowało mi wiedzy z zakresu glottodydaktyki. Programowanie języka na wyższych poziomach nie zdarza się w logopedii często, ale jednak terapeuta powinien być wyposażony w szereg technik pracy na każdym poziomie funkcjonowania językowego.

PiK: Profesor Cieszyńska, która kieruje Katedrą Logopedii przy Uniwersytecie Pedagogicznym , jest zdania, że czytanie jest jedną z najważniejszych czynności usprawniających pracę mózgu. Czy podzielasz to zdanie?

AS: Tak, oczywiście. Badania neuroobrazowe udowodniły, że umiejętność czytania przebudowuje sieć neuronalną, wpływa na połączenie między neuronami, poprawia zdolności poznawcze nie tylko u dzieci, ale także u dorosłych. Język mówiony jest „ulotny”: cechy głosek, sylaby, słowa, zdania szybko mijają nie zostawiając czasu na analizę. To ważna obserwacja, ponieważ to właśnie dzięki zapisom możemy „zatrzymać” język, dać mózgowi więcej czasu na przetworzenie informacji – fonologicznej, semantycznej, gramatycznej. Możemy dzięki niemu wrócić do zagadnień, przyswoić je i utrwalić. Terapeuci Metody Krakowskiej od dawna bazują na Symultaniczno-Sekwencyjnej Nauce Czytania w terapiach dzieci z dużymi trudnościami rozwojowymi. Ja również ją stosuję – w nieco zmodyfikowanej formie – w terapii osób po głębokich uszkodzeniach mózgu. Wprowadzam także jej elementy w pracy z obcokrajowcami, żeby pomóc im się oswajać wizualnie z naszą fonetyką i gramatyką. Zauważyłam także, że dzięki programowaniu języka, bardzo szybko można konstruować dość długie teksty do czytania już na pierwszych lekcjach, co bardzo pozytywnie wpływa na motywację uczących się.

PiK: Właściwie jak się uczy mózg?

AS: Bardzo trudne i mądre pytanie, na które badacze wciąż próbują odpowiedzieć. Sporo już wiemy o pracy samego mózgu, odrobinę rozumiemy patomechanizmy, ale wielu aspektów neurobiologii wciąż jeszcze nie znamy. Na pewno, jeśli miałabym odpowiedzieć na to pytanie z poszanowaniem czasu naszych czytelników, powiedziałabym krótko:

PiK: Aniu, bardzo dziękuję za te wszystkie cenne informacje.

AS: Agnieszko, bardzo serdecznie dziękuję za zaproszenie. Nie ukrywam, że sama jestem czytelnikiem bloga ”Polski i kropka”, tym bardziej mi miło, że mogę gościć teraz po jego drugiej stronie i dzielić się swoją pasją z Czytelnikami. Mam także nadzieję, że nasze drogi zawodowe jeszcze nieraz się przetną i będziemy jak tytuł Twojej książki – „połączone kropki”:  glottodydaktyka i logopedia. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.


[1] Opisałam ten proces w artykule Techniki audytywne w ćwiczeniach artykulacyjnych dla obcokrajowców, „Neurologopedia”, t. 2: Glottodydaktyka i logopedia z perspektywy neurobiologicznej, red. M. Błasiak-Tytuła, Z. Orłowska-Popek, A. Siudak, Kraków 2018, s. 149-169.

Przewiń do góry
pl_PL